Strona główna Antica Wyprawa dookoła Świata
     
historia 1980-1991 | horn 1998-2000 | śladami polaków 2003-2004
 
 
: Przebieg rejsu

: Mapa

: Wspomnienia

: Galeria

: Księga Gości

: Napisz do nas


: Zamów biuletyn
   


Z Guadalcanal do Darwin - Opuszczamy Pacyfik - str.2

Powoli wykorzystując każdy powiew wiatru, prądy i moc silnika, przemieszczamy się uważnie przez Cieśninę Torresa. Posługujemy się mapą generalną niezbyt dokładną do tego rodzaju żeglowania. Ponadto mapa posiada uwagi, iż akwen nie jest jeszcze dokładnie zbadany, więc płyniemy ostrożnie. Spotykamy coraz więcej kutrów rybackich, pozdrawiamy się nawzajem. Ostatnia noc w cieśninie, stajemy na kotwicy u wejścia do kanału Prince of Wales i czekamy świtu. Od rana kontynuujemy żeglugę na silniku, gdyż jest przeciwny prąd pływowy. Okrążając wyspy wchodzimy do Port Kennedy na Thursday Island i tak po 5 i 1/2 miesiąca jesteśmy znowu w Australii. Odprawa przebiega szybko i sprawnie. Za chwilę jesteśmy wolni. Zwiedzamy miasteczko - robimy zakupy i oczywiście idziemy na australijskie piwo, za którym bardzo tęskniliśmy. Thursday Island jest parafią ks. Wojciecha Bębna - legendy misyjnej na PNG, bardzo dużo o nim słyszeliśmy - teraz mamy okazję go poznać. Niestety dziś jest nieobecny, popłynął odprawiać msze na sąsiedniej wyspie, będzie jutro. Ciekawi mnie jak wygląda ten proboszcz na kilkunastu wyspach i wysepkach, posiadacz dwóch doktoratów, autor licznych prac antropologicznych, posługujący się komputerem i nowoczesną elektroniką, żeglarz i kierowca terenowego jeepa.

Spotykamy się na drugi dzień rano. Mężczyzna średniego wzrostu, już szpakowaty o otwartej uśmiechniętej twarzy. Wzbudza szybko naszą sympatię. Jest zajęty i może spędzić z nami tylko kilka godzin. Umawiamy się na następny dzień. Rano przyjeżdża po nas jeepem i jedziemy w góry oglądać fortyfikacje i cmentarz poławiaczy pereł, dużo nam opowiada. Odnajdują z Maćkiem wspólnych znajomych, obaj pochodzą z Częstochowy. Żegnamy się późnym popołudniem, chcemy przed zmrokiem przejść pas raf i mielizn przy wyspach. Czeka nas 350 mil morskich żeglugi do Gove.

Pierwsze dwa dni bez wiatru, trochę pomagamy sobie silnikiem. Odwiedza nas samolot służby celnej, rozmawiamy przez radio. Trochę później przychodzi wiatr i opady deszczu, nareszcie mamy przyzwoitą prędkość do 8 węzłów i przebieg dobowy 124 mile. Wiatr coraz bardziej kręci odchodząc na południe, tak, że w pewnym momencie mamy do Gove 20 Mm pod wiatr. Decydujemy się kontynuować rejs do Darwin wykorzystując tak dobry wiatr. Za Cap Wessel wiatr powoli słabnie aby po kilku godzinach zaniknąć całkowicie. Mamy za mało paliwa więc pozostajemy w dryfie, czekając na wiatr. Wieczorem mamy łączność z przepływającym statkiem. Pytamy o prognozę pogody, informują nas, że na Morzu Koralowym był cyklon ale zszedł na południe i przekroczył linię brzegową - wchodząc w ląd. Ostrzeżenie o cyklonie nadal obowiązuje. Wniosek z tego, że ów wspaniały wiatr sprzed dwóch dni pochodził właśnie stamtąd - byliśmy na jego obrzeżach. Posuwamy się do przodu mila za milą a uzyski dobowe mamy niewielkie. Wieczorami spotykamy na spokojniej wodzie słynne węże Morza Arafura, wyglądają jak biało-żółte zebry. Jednego próbujemy wyłowić, ale boimy się wziąć go na pokład, są podobno bardzo jadowite. Mamy też inne sukcesy łowieckie. Łapiemy na wędkę 35-kilogramowego tuńczyka, mamy więc olbrzymią ilość mięsa do szybkiego spożycia, nie wytrzyma długo bez lodówki. Za kilka dni łowimy skutecznie pierwszego marlina i też częściowo zjadamy. Tak powoli zbliżamy się do Darwin. Rano 11 kwietnia wchodzimy w cieśninę Dundas Str. pomiędzy Wyspą Melville a lądem stałym, jest to najkrótsza droga do Darwin. Znowu płyniemy ostrożnie, bo wszędzie płytko. Po zmroku dogania nas wolno statek kablowiec i tuż przed wpłynięciem w przejście pomiędzy wyspami wyprzedza nas. Mamy więc lidera, podążamy za nim i w ten sposób ranek zastaje nas na podejściu do portu.

Do Darwin wchodzimy na ostatnich kroplach paliwa. Cumujemy tymczasowo do burty dużego statku badawczego. Kłopot z wchodzeniem i wychodzeniem - ale wygoda ze względu na pływy, a te są w Darwin wysokie do 7 m. Powoli nasze myśli zaczynają biegnąć wokół spraw dotyczących najbliższej przyszłości: remont jachtu, wizy do Indonezji, mapy, żywność i setki innych spraw - no i oczywiście czeka nas nowe wyzwanie - Ocean Indyjski i ta część świata z całym bogactwem wysp, kontynentów, nowych zdarzeń , ludzi i wielu niewiadomych, i to jest wspaniałe.


Przeczytaj również inne : Wspomnienia


   
: Saga rodu Mastersów

: Zagłada miasta Rabaul

: Z Gladstone do Vanuatu

: Z Guadalcanal do Darwin cz. I

: Z Guadalcanal do Darwin cz. II

: Z Guadalcanal do Darwin cz. III

: Z Guadalcanal do Darwin cz. IV

 
     
« poprzednia | 1 | 2 |
       
               
  Copyrights 1998-2009 (c) Mirek Wąsowicz - All Rights Reserved