Strona główna Antica Wyprawa dookoła Świata
     
historia 1980-1991 | horn 1998-2000 | śladami polaków 2003-2004
 
 
: Przebieg rejsu

: Mapa

: Wspomnienia

: Galeria

: Księga Gości

: Napisz do nas


: Zamów biuletyn
   


Z GUADALCANAL DO DARWIN - część trzecia - Wypadek na rafie
Jerzy Wąsowicz

Kolejnym archipelagiem, który znalazł się na naszej drodze był D.Entrecasteaux Island z dużymi wyspami Fergunsson, Normanby oraz bardzo ciekawa cieśnina Dowson Strait pomiędzy nimi.

Żeglowaliśmy wzdłuż tych wysp na południe, kierując się do Milne Bay i China Strait. Chcieliśmy się znaleźć jak najszybciej na Morzu Koralowym, gdyż czekało nas jeszcze dopłynięcie do Port Moresby. 14 marca 95 żeglowaliśmy cały dzień wzdłuż Normanby i wieczorem chcieliśmy się schronić za pierwszą grupą wysepek w Milne Bay, jednak głębokości były za małe dla nas, więc zdecydowałem się płynąć do wysepki, która była przed nami w odległości 3 mil. Klucząc pomiędzy rafami, w ostatnich promieniach słońca rzucamy kotwicę po jej zawietrznej stronie na głębokości 16 metrów. Noc była bardzo spokojna, bez wiatru, wachty na pokładzie.

O godzinie 5 rano w zupełnych ciemnościach uderzył w nas szkwał z deszczem, była to prawdziwa tropikalna ulewa. Jednocześnie wiatr zmienił kierunek o 180 Stopni. Kotwica wyhaczyła się z korala i w ciągu następnych dwóch minut Antica uderzyła o rafę rozbijając zewnętrzną ścianę, po czym została wepchnięta w wąską przestrzeń pomiędzy dwoma ścianami korala. Sytuacja w ciągu tych kilku minut stała się krytyczna. Zaczęła podnosić się fala, która stanowiła dla nas największe zagrożenie, gdyż wzmagała uderzania jachtu o dno. Próba wyjścia przy pomocy silnika i na kotwicy nie daje rezultatu. Kotwica nie trzymając zostaje przyciągnięta aż do dziobu. W ulewie i ciemnościach nie widać brzegu wyspy oddalonej od nas nie więcej niż 50 m. Po ciemku jeszcze wywozimy zapasową kotwicę z rufy aby osłabić uderzenia o kadłub i czekamy świtu. Około godziny 6 rano rozwidnia się na tyle, iż widać co się wokół nas dzieje. Nurkujemy pod kadłub aby zobaczyć jak wygląda sytuacja. Za chwilę marny obraz i plan działania. Jeszcze jedna kotwica z rufy pod innym kątem i z pomocą silnika wycofujemy jacht o 3 m. do tyłu. Zajmuje nam to następne 2 godziny ciężkiej pracy. Na brzegu gromadzą się tubylcy, zaciekawieni tym co się dzieje. Część z nich deklaruje pomoc. Pracujemy cały czas jak szaleni, upał coraz większy. Nurkujemy pod jacht i wybieramy kawały korala spod kadłuba. Około 9.30 mamy oczyszczony plac przed dziobem, wywozimy drugą kotwicę na łańcuchu z dziobu i zaczyna się powolne ściąganie jachtu do przodu i w bok.

Tymczasem sytuacja się komplikuje, jacht zaczyna brać wodę, mamy jej powyżej podłóg. Magazyny z żywnością w wodzie, silnik w wodzie, akumulatory też. Dwie pompy elektryczne nie nadążają z usuwaniem wody z kadłuba. Bierzemy do pomocy chłopców ze wsi, czerpią wodę wiadrami. Po pół godzinie kryzys został opanowany, montujemy jeszcze jedną pompę zasilaną z baterii rozruchowych. Na szczęście nie było zwarcia instalacji elektrycznej. Około 11:00 uwalniamy się ostatecznie z pułapki, wychodzimy na czystą wodę i rzucamy ponownie kotwicę. Bałagan na jachcie potworny, ściągamy zapasowe kotwice i robimy jaki taki porządek wewnątrz. Rozliczając się z krajowcami za pomoc, płacimy: konserwami, ryżem, cukrem, odzieżą, narzędziami oraz naftą. Wydają się być zadowoleni, chociaż bardziej by im odpowiadało to, aby jacht się rozbił, więcej by wówczas zyskali... Trzeba jednak przyznać, że jak na panujące na PNG plagi kradzieży, to podczas tej akcji nie stwierdziliśmy aby cokolwiek zginęło. Po chwili odpoczynku nurkujemy wokół jachtu i szukamy przecieku. Jest w środkowej części kadłuba, na odcinku około 1 m wypadł dyktunek spomiędzy planek i woda dostaje się do środka. Uzupełniamy to szczeliwem i specjalną szpachlówką twardniejącą w wodzie. Zostajemy na miejscu jeszcze jedną noc.

Tym razem wszystko zakończyło się szczęśliwie, jest to jednak ryzyko wliczone w całość wyprawy. Istnieje ono cały czas, ciągle bowiem czai się niebezpieczeństwo. Nawet przy całej naszej wiedzy i doświadczeniu nie sposób przewidzieć wszystkiego i tym samym uniknąć wypadków. Katastrofy mają to do siebie, iż przychodzą znienacka i to wówczas gdy się ich najmniej spodziewamy. Joseph Conrad pisał, że marynarz, który czuje się bezpieczny na morzu ma tylko 50 procent wartości.


Przeczytaj również inne : Wspomnienia


   
: Saga rodu Mastersów

: Zagłada miasta Rabaul

: Z Gladstone do Vanuatu

: Z Guadalcanal do Darwin cz. I

: Z Guadalcanal do Darwin cz. II

: Z Guadalcanal do Darwin cz. III

: Z Guadalcanal do Darwin cz. IV

 
               
               
  Copyrights 1998-2009 (c) Mirek Wąsowicz - All Rights Reserved