Strona główna Antica Wyprawa dookoła Świata
     
historia 1980-1991 | horn 1998-2000 | śladami polaków 2003-2004
 
 
: Przebieg rejsu

: Mapa

: Wspomnienia

: Galeria

: Księga Gości

: Napisz do nas


: Zamów biuletyn
   


Z Guadalcanal do Darwin - Sylwester na Pacyfiku - str.2

Podnosimy kotwicę w Nowy Rok o godzinie 11 i zaglądając do różnych zatok wyspy wychodzimy na ocean. Płyniemy na Gatuka następną większa wyspę archipelagu Wysp Salomona.

Płynąc wzdłuż wybrzeża wyspy widzimy silne sygnały nadawane lustrem. Nie bardzo wiemy o co chodzi. Po godzinie widzimy czółno płynące od lądu, w środku jest tylko jeden wioślarz. Dobija do Antiki i zdyszanym głosem zaprasza nas do odwiedzenia jego wioski. Mówi, że jest ładna i że ludzie są bardzo przyjacielscy. Odmawiamy z przykrością, chcemy zdążyć przed nocą na jakieś rozsądne kotwicowisko w Mororo Lagoon i znowu brak nam dokładnych map tego miejsca - jednego z najwspanialszych i najniebezpieczniejszych w rejonie Wysp Salomona. Płyniemy od wioski do wioski wymieniając co się da na rzeźby i przedmioty użytkowe. Podaż jest duża i oryginalna, mało tu turystów i jeszcze mniej jachtów. Zebraliśmy zbiór na małą, ładną wystawę. Prawie w każdej wiosce robię ludziom, głównie dzieciom opatrunki. Dużo wrzodów, otwartych ran ze skaleczeń od korala oraz oparzeń. Zapas środków opatrunkowych zmniejsza się zastraszająco. Żałuję ze nie zabrałem tego więcej z bardziej cywilizowanych stron.

Którejś nocy kotwiczymy przy wybrzeżu małej i ładnej wysepki Keto-Keto. Wieczorem przypływa do nas naczelnik tej wysepki, przywozi nam słodkie ziemniaki i rybę, zwleka z odpłynięciem, czuję, że coś ma nam do powiedzenia. W końcu powoli wyjaśnia swoją sprawę. Prosi nas abyśmy po przyjeździe do USA przysłali mu buty i pistolet. Zdziwieni pytamy po co mu te rzeczy. Wyjaśnia, że jeśli ktoś ma buty, to jest przedmiotem szczególnego szacunku wśród ziomków, a jemu zależy na autorytecie jako naczelnikowi. A ponadto, jeśli będzie miał pistolet to będą się go bać - co jest według niego konieczne do sprawowania władzy.

Opuszczamy Mororo Lagoon z żalem, jest tu przepięknie ale niestety dla nas za płytko. Wychodzimy z laguny przez Charapoana Entrance, wiatry nadal słabe. Niedaleko przylądka Visucisu spotykamy dużego rekina płynącego po powierzchni, ale nie zwraca na nas zupełnie uwagi. Wiatr zmienił kierunek i wieje korzystnie dla nas chociaż nie za silnie. Płyniemy wzdłuż wybrzeża. W pewnym momencie widzę, że goni nas jakieś czółno, a w nim trzech chłopców, dwaj wiosłują jak szaleni, a trzeci wylewa wodę z czółna. Jeden przez drugiego krzyczą zdyszanymi głosami "balun, balun". Niestety nie przewidzieliśmy tego i nie przygotowaliśmy żadnych balonów, dajemy im cukierki i gumę do żucia. Odpływają do wioski, mają co najmniej trzy mile do domu a tu zmrok za chwilę...


Przeczytaj również inne : Wspomnienia


   
: Saga rodu Mastersów

: Zagłada miasta Rabaul

: Z Gladstone do Vanuatu

: Z Guadalcanal do Darwin cz. I

: Z Guadalcanal do Darwin cz. II

: Z Guadalcanal do Darwin cz. III

: Z Guadalcanal do Darwin cz. IV

 
     
« poprzednia | 1 | 2 |
       
               
  Copyrights 1998-2009 (c) Mirek Wąsowicz - All Rights Reserved